czwartek, 7 maja 2015

oh, my diary

Leżałam w objęciach mojego męża, który najprawdopodobniej już spał. Jutro czeka go ważny dzień w pracy, a ja mam wolne, ponieważ jestem chora, a to mogłoby zaszkodzić pacjentom. Ostatnio zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę. Wybraliśmy śliczny jednorodzinny domek na obrzeżach miasta. W pobliżu niego jest kilka sklepów, więc nie będziemy musieli codziennie wyjeżdżać do centrum po zakupy. Charles poruszył się niespokojnie zmieniając tym samym swoją pozycję, zdecydowałam się na to samo i w kilka chwil oddałam się błogości jaką jest sen.

Szłam długim korytarzem ciągnięta za rękę przez Alice, moją najlepszą przyjaciółkę od przedszkola. Ta urocza blondyneczka zawsze umiała mi pomóc, ale również ostro wkurzyć. To przez nią zaczęłam słuchać tego pieprzonego boybandu, który stał się nieodłączną częścią mojego życia, jak mi się wtedy zdawało. Szłyśmy omijając coraz to większe tłumy głośnych fanek, w rękach trzymających transparenty z różnymi dziwnymi treściami. Tam gdzie szłyśmy było więcej osób niż cała ludność Wielkiej Brytanii, tak przynajmniej to wyglądało. Alice puściła moją rękę pędząc do przodu. Nie chcąc jej zgubić popędziłam za nią w sektor, który był napisany na biletach. Na arenę wchodziło coraz więcej osób, robiło mi się coraz goręcej. Nie mogłam uwierzyć w to co ma się za chwilę wydarzyć. Tłum zaczął skandować nazwę zespołu i na scenie pojawił się on.

Obudziłam się przez promienie słońca przedostające się do pokoju. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Wstałam poprawiając kołdrę i pomaszerowałam do łazienki. Spojrzałam na siebie w lustro i aż odskoczyłam do tyłu. Strąki włosów pokierowane we wszystkich kierunkach, wory pod oczami i niezwykle popękane usta. Choroba robi swoje… Nie mogąc patrzeć na siebie w tym wydaniu raz, dwa doprowadziłam się do porządku dziennego. Zaniosłam pozostałe rzeczy do pokoju i zeszłam na dół na śniadanie. Weszłam do pomieszczenia, w którym już znajdowała się moja mama. Przywitałam się z nią i otworzyłam szafkę w celu znalezienia płatków owsianych. Znajdowały się w tym samym miejscu, w którym je wczoraj zostawiłam, postawiłam je na blat i przeszłam do poszukiwania mleka. Przeskanowałam całą lodówkę, ale nigdzie nie było potrzebnej cieczy. Przeszłam do schowka, gdzie mamy w zwyczaju trzymać zapasy. Nie myliłam się i do kuchni wróciłam z pełnym kartonem mleka. W mgnieniu oka przyrządziłam swoje śniadanie, ponieważ głód dawał o sobie znać. Usiadłam naprzeciwko mojej rodzicielki i chwyciłam łyżkę w dłoń.
- Dzisiaj zaczynam się pakować. – oznajmiłam mamie.
- Jasne, nie mogę uwierzyć, że opuszczasz to miejsce. – powiedziała z rozpaczą w głosie. Też w to nie mogę uwierzyć, przeżyłam tyle w tym domu. Pamięta swój pierwszy raz, który o dziwo nie był z Charlesem. To było z Mike’iem, szkolnym kapitanem drużyny koszykówki. Każda dziewczyna na niego leciała, włącznie ze mną. Szatyn obiecywał mi miłość do końca życia, a skończyło się tym, że Ashley miała dla jak widać lepszą ofertę. Po zdarzeniu byliśmy kumplami, ale teraz nie mam już z nim kontaktu i nie obchodzi mnie jego życie. Z czasów szkolnych jedynie gadam z Alice, która przyśniła mi się w nocy. Blondynka była, jest i będzie moją przyjaciółką.
- Przecież nie wyjeżdżam nie wiadomo gdzie, będziemy przyjeżdżać. I wy też musicie. – mrugnęłam do niej, na co się nieśmiało uśmiechnęła.
- Ja bym nie przyjechała? – zaśmiała się.
- No tak, nawet bez zaproszenia. – również się zaśmiałam. Tak się pochłonęłam naszą rozmową, że nie spostrzegłam, a moja miska była pusta. Wstawiłam ją do zlewu i namoczyłam.
- Pójdę zacząć pakować pierwsze pudła. – oznajmiłam i udałam się na górę. Weszłam do swojego pokoju, w którym leżały już przygotowane kartony na moje rzeczy. Usiadłam na łóżku i przeszukałam wzrokiem pomieszczenie. Nie wiedziałam od czego zacząć, więc po prostu siedziałam. Po chwili namysłu podeszłam do największej mojej szafki. Otworzyłam ją i po kolei zaczęłam wyjmować znajdujące się w niej rzeczy. Stare książki z podstawówki, gimnazjum. Dawno nie robiłam porządków. O! Moje karteczki z Barbie! Szukałam ich całe dnie, a nie wpadłam na to żeby tutaj zajrzeć? Ten mózg dziewięciolatki. Wszystkie pierdoły stawiałam na stosie „Do wyrzucenia”. Książki i zeszyty postanowiłam zostawić, aby pokazać je kiedyś mojemu dziecku. Niech podziwia jaka byłam mądra. Same piąteczki, no… może parę dwójek, ale i tak nie jest źle! Moja mama nigdy na mnie nie narzekała, była dumna. Nie musiała mnie siłą zaciągać do nauki, lubiłam ją, lubiłam dowiadywać się tych wszystkich nowych, wcześniej nie znanych rzeczy. Najbardziej pasjonowała mnie biologia. Chyba coś mi pozostało skoro jestem chirurgiem, o czym zawsze marzyłam. Mam nadzieję, że moje rodzone dziecko też będzie dążyło do zamierzonego celu. Ja tak zrobiłam i jestem niezmiernie szczęśliwa. Przeglądając kolejne zdobycze coraz bardziej tęskniłam za tymi beztroskimi czasami, kiedy to nie byłeś za nic odpowiedzialny i tylko się bawiłeś. Tak bardzo chciałabym się cofnąć w czasie i przeżyć ten czas jeszcze raz, lepiej… o ile to w ogóle możliwe. Miałam bardzo radosne dzieciństwo, niczego mi nie brakowało. Kochająca rodzina, przyjaciele, plac zabaw, zabawki. Jak w raju. Wróciłam do segregowania rzeczy i znalazłam coś, co szczególnie przykuło moją uwagę. Świecący się przedmiot, na którym widnieją moje inicjały oraz podpisy całej piątki. Mój pamiętnik. Nie wierzę, coś czuję, że trochę nad nim posiedzę. Otworzyłam pierwszą stronę i zobaczyłam ich zdjęcia, mnóstwo zdjęć moich byłych idoli. Przewróciłam kartkę i ujrzałam pierwszy wpis.
„Witaj mój nowy pamiętniku. Mam na imię Clarissa i mam 14 lat. Ostrzegam Cię, bo tutaj będę pisała wszystko. Muszę Ci powiedzieć, że pewnie ze mną nie wytrzymasz. Opowiem Ci czemu Cię kupiłam, a właściwie moja mama…
Zaczęło się jakoś pod koniec wakacji, siedziałam na laptopie przeglądając kolejne strony. Jedna z moich przyjaciółek – Alice, o której dużo się dowiesz, udostępniła występ jakiegoś boybandu. Z ciekawości weszłam w link. Obejrzałam to i byłam pod wrażeniem, chciałam wiedzieć jak najwięcej o nich, o One Direction. Chciałam sobie to wszystko notować, więc oto jesteś. Już nie mogę się doczekać kolejnego wpisu. Niedługo znowu zasmakujesz mojego długopisu.
Clarissa, 15.09.2010r.”
Już chciałam przewijać na kolejną stronę, kiedy drzwi otworzyły się. Do pokoju zajrzał Charles, czyli już wrócił. Nie chcę żeby zobaczył pamiętnik, więc zerwałam się na równe nogi i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Jak było w pracy skarbie? – zapytałam.
- Wszystko dobrze, zaczęłaś się pakować? – rozejrzał się po pokoju.
- Tak, ale teraz idę do toalety. – ominęłam go w przejściu. Poszłam do wspomnianego pomieszczenia i usiadłszy na ziemi pogrążyłam się w czytaniu kolejnych stron.
                 

sobota, 2 maja 2015

flashback

- Udało się, naprawdę udało! - wykrzyczałam w prost do ucha mojego małżonka, już za kilka dni miałam wyjść za niego za mąż. Z Charlesem jestem już od ponad pięciu lat i wreszcie zdecydowaliśmy się na ślub. Poznaliśmy się w wesołym miasteczku, do którego poszłam z córeczką mojego starszego brata. Była pod moją opieką, ponieważ Melissa i Paul w tym czasie odbywali swoją podróż poślubną, a rodzice są zbyt zajęci pracą, ale to nie znaczy, że nie mają czasu dla rodziny. Mają i to dużo. Wracając do naszego poznania. Pamiętam to tak, jakby wydarzyło się wczoraj. Urok osobisty tego małego szkraba zwanego Mia przekonał mnie do wygrania wielkiego pluszowego Clifforda. Zdeterminowana chwyciłam jedną piłeczkę, na której już znajdowała się czyjaś ręką, próbująca podnieść okrągły przedmiot. Gdy uniosłam głowę to zobaczyłam właśnie mojego narzeczonego. Trochę się posprzeczaliśmy, aż w końcu ustąpiłam i pozwoliłam mu rzucić. Charles wygrał wymarzonego pluszaka Mii i jej go podarował. Ten gest bardzo mnie do niego przekonał, nie wspominając już o małej, która nie rozstawała się z czerwonym psem o imieniu Clifford. Stanęliśmy na swojej drodze jeszcze kilka razy, aż przerodziło się to w coś większego. Mój prawie mąż jest bardzo dobrym prawnikiem, ba! Najlepszym prawnikiem! Byłam z niego bardzo dumna, a on teraz ma prawo być dumny ze mnie, ponieważ dostałam pracę w szpitalu i to najlepszym w Wielkiej Brytanii. Nie sądziłam, że mnie przyjmą, a tu proszę jaka niespodzianka. Przytuliłam go mocno i słuchałam jak mi gratuluje. Ten głos już zawsze będzie mnie podniecał i nie sądzę, żeby ktokolwiek inny mógł wywierać na mnie takie emocje. Charles to ten jedyny, zresztą gdyby nie był to nie decydowałabym się na ślub. 
- Trzeba by to jakoś uczcić. Zapraszam cię do Certona. - ucałował moją rękę i spojrzał swoimi niebieskimi niczym ocean oczami w moje. Certon to nasza ulubiona restauracja, w której bywamy dość często.
- Z panem zawsze. - ukłoniłam się jak to w zwyczaju mają baletnice po skończonym występie, na co brunet się zaśmiał. 
- Panno Foster. - wyciągnął rękę, a ja z gracją ją złapałam i podeszliśmy do wielkiego lustra w przed pokoju. 
- Ładnie razem wyglądamy. - uśmiechnęłam się szeroko. 
- Muszę ci przyznać rację. - obrócił mnie tak, że staliśmy przodem do siebie i mogłam poczuć jego oddech. Złożył krótki, ale namiętny pocałunek na moich ustach. Oznajmiłam mu, że idę się przygotować na kolację, a on powiedział, że pójdzie jeszcze na chwilę załatwić coś w kancelarii. Poczekałam aż wyjdzie i pokierowałam się w kierunku łazienki. Otworzyłam drzwi i od razu moje oczy poraził bałagan tam panujący. Postanowiłam jakoś szybko to ogarnąć i w mgnieniu oka pomieszczenie było znośne. Zdjęłam z siebie wszystko i weszłam do kabiny na szybki prysznic. Po mojej skórze spływała ciepła woda oczyszczając moje ciało. Po namoczeniu się i namydleniu przeszłam do włosów. Kilka kropel wody nieumyślnie dostało się do moich oczu. Raz dwa doprowadziłam się do porządku i byłam gotowa na wyjście. Ręcznikiem osuszyłam się dokładnie, a na włosach zrobiłam tak zwany turban. Chwyciłam w ręce swoją kosmetyczkę i w szlafroku pomaszerowałam do swojego pokoju. Usiadłam przed toaletką i przystąpiłam do makijażu. Robiłam go jak zwykle nie wprowadzając żadnych zmian. Gdy już go skończyłam wysuszyłam włosy tworząc lekką falę, która bardzo mi się podobała. Kolejną czynnością było wybranie odpowiedniej stylizacji. Otworzyłam wielką szafę i stałam przed nią zastanawiając się co wybrać. W końcu zdecydowałam się na czarną sukienkę trochę za kolana. Myślę, że to dobry wybór. Ubrałam się w nią i ostatni raz poprawiłam się w lustrze. Gdy byłam gotowa usłyszałam klakson czarnego Mercedesa Charles'a. Zeszłam po schodach tak ostrożnie, żeby nie wywalić się w tych czerwonych szpilkach. Ostatecznie udało mi się zejść. Wyszłam zamykając dom. Mój narzeczony wysiadł z auta i podszedł do drzwi pasażera, a gdy podeszłam otworzył je, jak i zamknął gdy już usiadłam. Następnie okrążył samochód, wsiadł z powrotem i ruszyliśmy. Włączyłam radio, które było jedyny dźwiękiem przez całą dwudziestominutową podróż. Zatrzymaliśmy się na parkingu i brunet powtórzył czynność z pod mojego domu pozwalając wejść mi pierwszej do restauracji. Jak się okazało stolik już mieliśmy zamówiony, więc się do niego udaliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać co wybrać. Błądziłam wzrokiem po karcie i nie wiedziałam co wziąć. Sądząc po minie mojego towarzysza wywnioskowałam, że ma on ten sam problem. Kelner już się do nas zbliżał, więc po prostu postawiłam na lasagne i białe wino z odrobiną sprite’a.
- Co państwo sobie życzą? – zapytał blondyn spoglądając to na mnie to na Charles’a.
- Dla mnie lasagne i białe wino ze spritem. – odpowiedziałam odkładając menu na stół. Mój narzeczony jeszcze chwilę się zastanawiał po czym złożył zamówienie.
- Dla mnie też lasagne, a wino niech będzie czerwone. – uśmiechnął się szeroko. Mężczyzna odszedł od naszego stolika informując, że niedługo nasze zamówienie zostanie zrealizowane.
- Już naprawdę nie mogę się doczekać ślubu. – powiedziałam z głosem pełnym pasji.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziesz moją żoną, tylko moją. – splótł nasze dłonie ze sobą i złożył pocałunek na moich ustach.
- Musimy pomyśleć o wspólnym mieszkaniu.
- Właśnie niedawno też o tym myślałem. Nawet znalazłem piękny dom na obrzeżach miasta. – odparł uradowany.
- Tylko my, na balkonie w ciepły letni wieczór popijający wino i patrzący w niebo. – rozmarzyłam się o naszym wspólnym życiu, gdy przyszły nasze lasagne i wina.
- Dziękujemy. – dopowiedział Charles, gdy nasze zamówienia znalazły się na stole.
- Smacznego kochanie. – powiedziałam chwytając widelec w lewą dłoń.
- Smacznego.
Cały posiłek zjedliśmy w ciszy delektując się swoimi spojrzeniami. Gdy skończyliśmy opuściliśmy lokal i pojechaliśmy do mojego domu, w którym mieszkałam z rodzicami. Było już późno, więc po cichu przedostaliśmy się do mojego pokoju. Położyliśmy się na wielkim łóżku.
- Kocham cię. – wyznałam.
- Też cię kocham, jestem wielkim szczęściarzem, że będę mógł dzielić resztę życia właśnie z tobą. – obrócił się do mnie i pocałował bardzo mocno. Oddałam pocałunek i gdy skończyliśmy wtuliliśmy się w siebie zasypiając po tak radosnym dniu.

Dzień ślubu

- Ja Charles biorę ciebie Clarissa za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. - powiedział głosem, którego jeszcze nigdy nie słyszałam, był tak piękny, wiedziałam, że to ten jedyny. - Clarissa przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.